śp. Jan Staszel "Zowodzion" wspomnienie

01 W dniu 05 lipca 2023 roku zmarł druh OSP Nowe Bystre Jan Staszel „Zowodzion”. W poniedziałek 10 lipca na nowobystrzańskim cmentarzu w imieniu własnym, oraz Zarządu OSP, druhów starszych i młodzieży pożegnał go Prezes Stanisław Staszel.
Jan Staszel „Zowodzion” urodził się w 1931 roku, przeżył 92 lata. Jego życie było związane pomiędzy rodziną, pracą a działalnością w Ochotniczej Straży Pożarnej w Nowem Bystrem, do której wstąpił 12 maja 1974 roku. Był czynnym członkiem Straży Pożarnej przez 49 lat.

Pełnił obowiązki mechanika motopompy. W tym okresie służba była ciężka, do pożarów wyjeżdżało się konno, wozem strażackim – gumiakiem lub zimą na saniach, przewożąc motopompę i węże. Wiele razy wyjeżdżał do zdarzeń i pożarów.
Jego hobby było granie w kapeli góralskiej, jako basista, umiał zaśpiewać i pięknie bawić publikę, pracował długie lata w Szkole Podstawowej w Nowem Bystrem.
Jedną kadencję pełnił funkcję Prezesa OSP w Nowem Bystrem, za jego kadencji rozpoczęto budowę nowego budynku remizy OSP. Przy budowie był bardzo pomocny, sumiennie wykonywał obowiązki Prezesa jak i robotnika budowlanego, wykonując mury, zbrojenia, betonując stropy itp.
Za pracę na rzecz ochrony przeciwpożarowej został odznaczony Złotym, Srebrnym oraz Brązowym Medalem za zasługi dla pożarnictwa, Złotą Odznaką, Medalem Honorowym Bolesława Chomicza- odznaczeniem nadawanym przez Prezydium Zarządu Głównego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP.
Druhu Janie, za te lata służby na rzecz naszej jednostki i lokalnej społeczności serdeczne podziękowania, wielki Bóg zapłać.
Druhu Janie spoczywaj w spokoju, a ziemia nowobystrzańska niech Ci będzie lekką”

Druhowie OSP Nowe Bystre

W 2012 roku Jan Staszel "Zowodzian" wystapił w filmie "Jasełka" nagranym przez Związek Podhalan Nowe Bystre.

01_jan_staszel_202302_jan_staszel_202303_jan_staszel_202304_jan_staszel_202305_jan_staszel_202306_jan_staszel_202307_jan_staszel_202308_jan_staszel_202309_jan_staszel_2023
10_jan_staszel_202312_jan_staszel_2023

Jan Staszel "Zowodzian", był też bohaterem książki "Twardy jak skała. Portrety górali polskich" prezentującej zdjęcia górali autorstwa Bartłomieja Jureckiego. Ponizej przedstawiamy jego wspomnienia opublikowane w Tygodniku Podhalańskim.

Juhaska, kawalerka, awanturka, ucieczka, więzienie.
Nie dość, że twardy, to jeszcze zadziorny. W kaszę sobie nie da dmuchać. Poszkodowanych, co mu stanęli na drodze, trochę było. Ale to ich sprawa. Jan Staszel Zawodzian urodził się w 1931 roku. Całe dzieciństwo i młodość spędził w Nowem Bystrem. Dziś siedzi na wierchu. Na Słodyczkach, w przysiółku Kule. - Tu się wżeniłem, dwoje dzieci spłodziłem, Czesławę i Władysława. W młodości byłem juhasem, potem wojskowym za Stalina - mówi wodząc okiem po pokoju. Na ścianach myśliwskie trofea i uzbrojenie. Ale to pasja syna, który na budowach pracuje, a w wolnych chwilach działa w kole łowieckim. I też jak ojciec jest strażakiem. Córka została fryzjerką. -  Mnie polowacka nie pociągała, ja się dość napolował za Stalina, jak siedzieli te Ruskie w wielkich czapach. Trudno się z nimi szło dogadać. Bali się Amerykanów, chcieli nas zatrzymać jak najdłużej w armii - dodaje Jan Staszel. Strażakiem jest tak długo, że nawet nie pamięta, kiedy się zgłosił do służby. To były ciężkie lata, bo wszystko trzeba było robić siłą mięśni. Swoich lub koni. Pamięta, jak u Jaroszów się paliło. Dziś jest inaczej. Wygoda, samochody. Wtedy musiał starczyć koń. Czasem traktor "sam". Samoróbka.
Góry - to przyjemność. Pochodzić z owieczkami, z gośćmi pogadać. Pośpiewać. Zabawić się z dziewczętami, co w dolinie krowy wypasają. Tradycja to ten góralski instynkt: ubiór, gwara i podejście. - Nie daj sobie nadmuchać, jak ktoś ci coś wrzuca do mózgownicy, miej swój rozum - zaznacza Jan Staszel.

Honor ma ten, co nie gada głupio. Lepiej nic nie gadać, niż opowiadać głupoty.

Wiara, Pan Bóg - to jest dla górala coś wrodzonego. -  Jak w wojsku służyłem, to to było zakazane. Ale górale mają większy honor i podejście do wiary od innych - w wojsku nie dało się pomodlić. Można było za to pojechać na białe niedźwiedzie - dodaje Jan Staszel.

Siedzi na wierchu, rzadko wychodzi, bo już oczy nie te, co kiedyś. Jeszcze by drogi do domu nie znalazł. Ale dobrze wie, co się w świecie dzieje. Choć dobrego słowa na to nie ma. - O, wy wariaty, pierony! Krista Boha, ja widział, jak go wznosili. To był dar ruski. Chcą rozbierać Pałac Kultury i Nauki, a ja widziałem, jak go stawiali! Tam, gdzie była zielona łąka i stary dom. Marszałkowska to były same gruzy, żebra domów sterczały. Nowy Świat to też było jedno gruzowisko - wspomina czasy, które dziś dla wielu są solą w oku. Chcą je wymazać z historii Polski.

 Jak tylko wrócił z wojska, to znów zajął się juhaską. - U Wojtusiowego ojca, starego Byrcyna byłem honielnikiem na halach, pasało się owce - wspomina Jan Staszel. W młodości najbardziej radowała go juhaska. Pasało się w Jaworzynce, Kasprowej, Kondratowej i na Ornaku. Owiec nie było dużo. 150-160. Co fajnego w juhasce? Dzwonki zbyrcą, głos się niesie po hali, pośpiewać można, jest wesoło. - Odebrali nam Tatry, odebrali hale, to jest smutno. Ani niedźwiedź nie chce w Tatrach siedzieć, Wojtuś powiadał, że owieczki jedzą smreczynę. Ojciec jego bacował i jakoś smreczyny nie jadły - złości się Jan Staszel.

 Dla górala, którego cieszyło pasterskie żywobycie, odebranie tatrzańskich łąk i zakaz wypasu owiec było niczym zstąpienie do piekieł.
Jak komuniści wygnali Bojków i Łemków, to z owcami jeździło się w kompletnie opustoszałe Bieszczady. Ale to już nie było to samo. - Tam tylko wilki wyły - wspomina Jan Staszel.

Dlatego na wspomnienie działalności dyrektora Tatrzańskiego Parku Narodowego Wojciecha Byrcyna jedno lepiej widzące oko sypie iskry. Nie inaczej ma się sprawa Wisarionowicza. Józef Stalin zabrał góralowi trzy najlepsze lata życia. Stalinowi nigdy nie wybaczył, że pozbawił go najlepszych lat młodości.

Choć z dzieci jest dumny, to na starość już nic go nie cieszy. W dodatku jedno oko niewiele widzi. Strasznie go denerwuje ta zaćma. - Jakbym jeszcze raz życie mógł przeżyć, to bym je tak chciał przeżyć, żeby hale otworzyć dla owieczek, a nie żeby je wozić w Bieszczady - podsumowuje Jan Staszel. Dumny jest nie tylko z dzieci, ale z całej rodziny, wnuków. A ma ich szóstkę: Krystian, Damian, Sebastian, Natalka, Michał i Dominik.

 Rafał Gratkowski