Dnia 10 października 1943r. władze okupacyjne niemieckie zamianowały na miejsce kierownika Michała Hołowaczuka, nauczycieli ze Spytkowic. Pan Hołowaczuk został przeniesiony do Szachtowej koło Szczawnicy.
W niecałe 2 tygodnie od owego czasu , mianowania nowego kierownika, została cała wieś i szkoła wstrząśnięta do głębi wypadkami jakie rozegrały się na terenie wsi naszej i okolicznych. Niemcy w pełnym rynsztunku bojowym zjawili się pewnego wczesnego ranka, wyciągnęli 5 osób z łóżek i bez jednego słowa rozstrzelali. Pogrzebu ani trumien nie wolno było robić, tylko tak jak padli, pochowano wszystkich we wspólnym dole na cmentarzu.
Jeszcze nie można się było zorientować co kto zawinił, a już w dwa tygodnie powtórzyła się ta sama historia, tylko że tym razem poszło 8 osób na śmierć, przeważnie ludzie starzy i kobiety od dzieci. Został aresztowany jeden z tutejszych gazdów dla języka. Teraz poszła groza już tak wielka, że zdawało się wszystkim, że cała wieś już pójdzie pod kule. Minęły trwożliwe dwa tygodnie. Zdawało się, że może "Gestapo" z Zakopanego zapomniało drogi do N. Bystrego. Tymczasem za 4 tygodnie a nie za dwa znów przyszli, prowadząc owego aresztowanego gazdę na linie uwiązanego za szyję. Teraz już największe żniwo zebrali, bo łącznie wszystkich z N. Bystrego aż 24 osoby. Tak jakoś zeszło aż do Świąt Bożego N. spokojnie. Nikt się we wsi wieczór nigdzie nie ruszał, nikt do nikogo nie zachodził. Aż w Święta Bożego Narodzenia, nowa wiadomość: 4 osoby rozstrzelane w sąsiedniej wiosce w Ratułowie. Znów padł strach na cały czas zimowy. Dopiero z wiosną gdy ludzie zaczęli w polu pracować trochę lżej się zrobiło, bo kto w polu to widział kiedy coś obcego do wsi się zbliża. Ale nowy strach padł. Urząd pracy miał znów brać nowy nabór na prace wiosenne do Niemiec. Tak z dnia na dzień z tygodnia na tydzień spodziewano się nocnej łapanki, część ludzi młodych spała pod gołem niebem noc w noc a część umieszczała się tam po domach, gdzie się czuło, że mało osób do pracy. W szkole jedna klasa zostawiona zawsze otworem dla tych co się chronią. Mniemano bowiem, że do szkoły nie przyjdą na łapankę, bo już wszystko zarejestrowane.

Tak zeszło do lipca 1944r.
W lipcu nagle wiadomość przyniesiona przez kier. szkoły, wojska radzieckie zajęły Złoczów idą na Lwów, popłoch. Mąki w sprzedaży niema nic dostać nie można wiadomo, na Podhalu chleba niema, a ta troszka co urosła to trzeba było kontygent oddać. Wszystko nic. Wszyscy żyją tą myślą, że to tylko 2 tygodnie, może miesiąc i koniec biedy i niewoli i strachu. Tymczasem mija miesiąc 1,2,3, nic. Ważne tylko że w dniu 20 sierpnia dotarły do Bystrego wiadomości potwierdzone przez dzienniki o powstaniu warszawskim. Duch się podnosi, czytamy: kilku gazdów tu w szkole, nagle jakiś niezwykły warkot. Wszystko wybiega, patrzymy a tu samoloty. Liczymy 27 aż tu nagle huk bomba spada. Chwila wahania, jakie samoloty i skąd ten huk, aż tu drugi. Lecz nic patrzymy dalej i uciecha że to przecież amerykańskie samoloty idą powstańcom warszawskim na pomoc, przecież rocznica cudu nad Wisłą 20 sierpnia.
Cały dzień uciechy, mimo że bomby spadły we wsi na "Słodyczkach", ale nikomu nic się nie stało. Zostały tylko 2 olbrzymie doły jak cały dom i rozrzuconych kamieni wokoło pełno. Cały dzień do wieczora pod wrażeniem powstania, pomocy ze strony tych przelatujących samolotów gdyż naliczono ich aż 850. Nagle znów niedługo I. września i znów dzienniki obwieszczają o kapitulacji Warszawy. Nikt tu uwierzyć nie chciał. Co za upokorzenie i powalenie aż na dno rozpaczy, a potem. Potem te tysiące tych biednych warszawiaków.
Zawiązał się komitet miejscowy z kierownikiem szkoły na czele spisano możliwe mieszkania w liczbie 16 stu w których na wszelki wypadek mogą ludzie mieszkać. Pewnego dnia pierwsi warszawiacy w szkole o mieszkanie. Naturalnie bez niczego ani pościeli ani bielizny ani co zjeść. No jakoś ulokowano, nakarmiono i zapalono u nich w piecach itd. Tak ulokowali aż siedem rodzin. Pewnego dnia znów popłoch wśród warszawiaków. Łapanka na nich i wywożenie gdzieś do obozów. Tylko do Bystrego łapanka nie dotarła. Dzieci szkolne maja pośród siebie jednego warszawiaka Janka Głowackiego i bardzo dumne są z tego. On opowiada o Warszawie i oczywiście chce imponować, ale cóż kiedy naszym dzieciom imponuje jazda na samochodach, na nartach. Tak zjeżdżają koło szkoły aż góralskie kapelusze z głów spadają.














Tak znośnie przechodzi czas aż do 28 stycznia 1945r.
Mówi się że znośnie, bo cóż innego można powiedzieć, wobec grozy rozstrzeliwań i aresztowań. O tem że w szkole brak opału. Że stróża niema, musi żona kierownika palić i zamiatać, bo to chyba można zrobić, a przecież chodzi o naukę. Nauczycielstwo głodne, bez tłuszczu bez chleba, bez opału i ubrań, bucików itd. Ale jakoś nic. Trzeba pracować, bo cóż z tych ludzi wyrośnie, którzy nawet pisać i czytać nie będą umieć. Są szkoły, że nauczyciele handlują i jakoś im lżej.
W Bystrem jednak nauka popychana jak się tylko da, przy ograniczeniu przedmiotów nauczania i braku środków żywnościowych i braku opału. Przychodzi dzień 28 stycznia 1945r. już wiemy że front w Gronkowie czekamy tylko kiedy do nas to wszystko dotrze. Jakoś w nocy huk okropny. Słychać wyraźnie karabiny maszynowe, cicha jasna mroźna noc, tylko bitwa tuż…Jakoż rano dzieci w szkole wystraszone. Jedno mówi że Dunajec się pali. Inni mówią że w Zakopanem już mają spalić pocztę. Kobiety z przestrachem wracają z Zakopanego i słychać huki okropne to wysadzają mosty w Zakopanem i elektrownię. Ale w niespełna 2 godziny już mówią, że wojska radzieckie już są w Zakopanem. Wszystko leci oglądać i wszystko się cieszy. Mimo że od strony półzachodniej i południowo zachodniej błyski i strzały, wszystko we wsi ożyło. Z tym hukiem codziennym bliższym i dalszym przetrwaliśmy wszyscy bez przerywania obowiązków szkolnych aż do Świąt Wielkanocnych. We wielką środę wszystko ucichło przegonili Niemców. Teraz zaczyna się w szkole inny duch. Zaraz palenie aktów po niemieckich. Dzieci pytają o ich książki przedwojenne niestety niema. Miały być złożone , lecz nic niema. Wszystko żyje w podnieceniu i dzieci i nauczycielstwo, tymczasem robi się u nas głodno. Most na Dunajcu zepsuty, pociągi nie idą chleb w Zakopanem kosztuje 160 zł. jeszcze tylko na wymianę można dostać. Bieda zaczyna zaglądać do wsi ze wszystkich stron. Wszystko wyczekuje kiedy pokój nastąpi a wtedy pocieszamy się myślą wszystko odjemy.
1945_wysadzony_most_przy_ul_kosciuszki1945_wysadzony_most_przy_ul_nowotarska
Rok 1945.
Jak już wspomniałem wyżej zaczynamy w szkole niby normalną naukę. To znaczy chcemy uczyć (2 nauczycieli) lecz brak drew. Sołtys nie chce przydzielić mówi że niema. Pewnego dnia gdy nauka została przerwana (brak opału) przychodzi dziesiętnik i mówi że oficer radziecki, który jest we wsi i przesłuchuje ludzi w sprawie pomordowanych przez Niemców, wzywa do siebie kierownika szkoły. Kierownik wezwany udaje się do tego domu gdzie mieszka chwilowo oficer i ten zapytuje czemu się dzieci nie uczą. Odpowiedź prosta brak opału. Oczywiście wskazuje ręką na pobliskie lasy i pyta czy to mało drzewa? Rozkaz iść zaraz z dwoma żołnierzami do sołtysa niech dzisiaj da drzewo a jutro nauka. Po pas w śniegu udaje się kier. do sołtysa i mówi jak zostało zarządzone. W przeciągu 2 dni szkoła otrzymała 4 m drzewa, które było we wsi, tylko sołtys nie chciał rozkazać by przywieziono go do szkoły (było bowiem wyznaczone dla placówek niemieckich tylko jeszcze nie odwiezione). Na skutek tego rozkazu szkoła miała zapewniony opał aż do Świąt Wielkanocnych. Toteż nauka szła dalej normalnie.
W marcu kierownik szkoły otrzymał uboczną wiadomość, że stary kierownik Hołowaczuk Michał już wraca do Nowego Bystrego, w myśl okólnika, że wszyscy wracają na stanowiska 1939r. Zdziwiony pyta płatnika rej. w Poroninie czy to możliwe odpowiada że tak, że nawet ma w Poroninie zaliczkę, jakie mieli wszyscy nauczyciele. Postanawia kier. nie usuwać się bo jakże? Ukraińcowi, który` miał kenkartę ukraińską i pobierał przydziały odpowiednie i syna miał w ukraińskim gimnazjum a teraz po zlikwidowaniu szkoły ukraińskiej w Szachtowej on już zdążył się zrehabilitować i wracać po swoje stare stanowisko.













A ten, którego Niemcy tu zmusili znaleźć się na najgorszy okres strzelania w 1943 ma teraz wracać piechotą z 7 letnim dzieckiem na plecach do Spytkowic koło Chabówki (brak mostu na Dunajcu w Nowym Targu i pociągi aż do lipca nie dochodzą dalej jak Chabówka. 

Starania i kierownik czasowo tu zostaje. W maju zaczyna ciągnąć lekcje przygotowawcze do gimnazjum i skierowuje tuż z początku wakacji 3- je do Kupieckiego Gimnazjum w Zakopanem.
Przez wakacje znów lekcje daje i kierownik i żona, bo dziatwa bardzo, a bardzo zaniedbana przez Ukraińca. Znów dalszych dwóch skierowuje do Gimnazjum w Zakopanem tak, że z początku roku zaczyna już chodzić 5- ro do gimnazjum a jeden do terminu u ślusarza. Postęp wielki gdyż przed wojną tylko 1 uczeń z tutejszej wsi uczęszczał do gimnazjum.
Rok szkolny się rozpoczyna normalnie z tym że uczy 3- cia siła i żona kierownika. Sale są tylko 2 więc pertraktuje się z Komendantem miejscowej Straży Pożarnej i te czasowo odstępuje salę świetlicową. Podburzony przez innych wymawia jednak salę w dniu 24 grudnia 1945r. tłumacząc że musi doprowadzić całą remizę do porządku gdyż na wiosnę poświęcenie. Dzieciom urządzono w ciągu roku wycieczkę na Kasprowy Wierch jak również św. Mikołaja, który rozdawał cukierki, co oczywiście wielką sprawiło radość.

Pisał. Krupka Kat.