Opierając się na pamięci ludności, podaję nazwiska nauczycieli, którzy po wyjeździe do Krakowa Ob. Krupki zajmowali stanowisko kierownika Szkoły Podstawowej w Nowem Bystrem. Kierownikami szkoły byli więc kolejno: Chowański Józef, Kozłowski Czesław (foto z prawej), Tokarczyk Franciszek i Chowaniec Grażyna.
W dniu 5 września 1954r. kierownictwo szkoły, a raczej jednego wielkiego bałaganu i ruiny objął Rudolf Dominik były nauczyciel szkoły garnkowskiej ( pow. Radomsko), który przybył tutaj po ukończeniu służby wojskowej.
Już od września 1954r. rozpoczęła się orka, ale nie ta na ugorze, gdyż byłoby przesadą określać fatalny stan szkoły takim słowem. Bez żadnej przesady bowiem, "szkoła" w Bystrem była ruiną chaty kurnej z końca XVIII w., czym ani władze terenowe, ani miejscowe społeczeństwo nie zdawało się wcale tym przejmować. Również dokumentacja prawie wcale nie istniała, a resztki inwentarza trzeba było zbierać po domach górali. Sama młodzież rozleniwiona, miała olbrzymie braki wiadomości i pod względem ogólnym stała bardzo nisko. Całokształt spraw szkolnych przedstawiał się gorzej niż źle. Ze względu na to, że zagadnienie całokształtu spraw szkolnych i wychowawczych mego dwuletniego pobytu w Nowem Bystrem, nie da się rozpatrywać w oderwaniu od wszelkich zagadnień związanych z terenem wsi, dlatego w kronice zmuszony będę poruszać szereg spraw nieco luźniej związanych ze szkołą, ale mających na nią swój wpływ. Aby uniknąć mieszania faktów i zdarzeń, postaram się systematycznie wszystko opisać w kilku działach.
Współpraca z miejscowym społeczeństwem.
Współpraca szkoły z PKL
Współpraca z władzami terenowymi.

Współpraca z nauczycielstwem w latach 1954/55 oraz 1955/56.
Od harmonijnej współpracy i zgodności działania wszystkich nauczycieli zależy niewątpliwie całokształt pracy dydaktyczno - wychowawczej. Pod tym względem osiągnięto w ostatnim dwuleciu wiele - nauczyciele nieraz w życiu osobistym powaśnieni ze sobą nigdy nie używali godzin lekcyjnych za okres swych porachunków prywatnych. Współpraca więc niewątpliwie istniała, ale nieraz rwała się i stwarzała sytuacje nieprzyjemne, które kierownik musiał łagodzić, ale nie potrafił im zapobiegać. Przyczyną takiego stanu rzeczy była wiara kierownika w sumienność nauczycielską oraz wspaniałomyślne puszczanie płazem drobnych przekroczeń dyscypliny pracy, co wykorzystano z iście kobiecą chytrością i perfidią.
W początku r. szk. 1954/55 grono nauczycielskie składało się z następujących osób: Ob. Ob. Szeliga Jadwiga, Potaczek Stefania, Stoch Anna i Dominik Rudolf. 15. XII. 54r. Ob. Stoch Anna przeniesiona została do szkoły słowackiej w Lipnicy Wielkiej, a na jej miejsce Wydział zatrudnił Ob. Rapacz Władysławę, która w lipcu 1955r. zdobyła kwalifikacje zawodowe. Od tego czasu aż do końca r. szk. 1955/56 nie nastąpiły żadne zmiany w składzie Rady Pedagogicznej.
Największa zdolnością i inteligencją z pośród wymienionych członków Rady odznaczała się Ob. Szeliga Jadwiga i osiągała wyniki w pracy, mając jednak braki i trudności w nauczaniu ortografii, gramatyki i kaligrafii.
Ob. Potaczek Stefania była niewątpliwie najwięcej sumienną i pracowitą siłą. Prowadzeniu lekcji przywiązywała duże znaczenie i wkładała wiele wysiłku w jej przygotowanie, dlatego też osiągała wyniki mając jedynie w klasach starszych trudności w nauczaniu historii, gdyż dzieci nie przykładały się do pracy nad opanowaniem tego przedmiotu.
Ob. Rapacz Władysława napotykała na olbrzymie trudności w opanowaniu dzieci i w samym nauczaniu. Nie osiągała ona specjalnych wyników, do czego przyczynił się nie tylko brak doświadczenia (nauczycielka dopiero rozpoczynała pracę), ale także słabe niekiedy przygotowanie do lekcji spowodowane brakiem czasu, zajętym sprawami natury osobistej.
Kierownik napotykał na duże trudności w opracowywaniu z dziećmi zadań z treścią oraz w nauczaniu chemii. Nie osiąganie wyników w większości wypadków, było przyczyną lenistwa dzieci, dawnych braków materiałów, słabej opieki rodziców oraz całkowitego lekceważenia prac domowych przez młodzież, przez co mimo wielkiego wkładu pracy i wysiłków nauczycieli nie było widać odpowiednich rezultatów. Rada Pedagogiczna w ogóle, jako kolektyw nauczycieli, nie spełniła w dwóch wypadkach swego zadania, gdyż:













1) nie przekazała w odpowiednim czasie swych doświadczeń Ob. Rapacz Władysławie borykającej się z olbrzymimi trudnościami w pracy ( uczyniono to dopiero w ostatnim okresie r. szk. 1955/56), 2) nie potrafiła zlikwidować niezdrowej atmosfery wzajemnej nieufności, która szczególnie na sile przybrała w r. szk. 1955/56, kiedy to korzystając z niezbyt wysokiego poziomu intelektualnego Ob. Rapacz Władysławy oraz z jej spokojnego usposobienia i niekłótliwego charakteru, uczyniono z niej oraz z jej spraw prywatnych temat dla bardzo ostrych i mniej lub więcej jadowitych języków pozostałych członków Rady. Ob. Potaczek Stefania ulegała niekiedy wybuchom całkiem nieoczekiwanym swego niepohamowanego charakteru, ale na ogół była bardzo koleżeńska i uczynna. W sprawowaniu tych funkcji, kierownik wykazał całkowitą nieudolność, a brak doświadczenia i autorytetu, młody wiek, zaufanie jakim darzył swe siły oraz odraza do stosowania radykalnych posunięć, poważnie hamowały jego działalność. Właściwie kierownik okazał jedynie trochę talentu w organizowaniu pracy lekcyjnej, ale poza tym miał poważne braki i niedociągnięcia i nieraz stawał przed problemem, którego nie mógł rozwiązać. Tak samo, chociaż (jak to ma miejsce w niektórych szkołach, gdzie kierownicy… mają autorytet wśród społeczeństwa i… uznanie władz) nigdy nikt nie widział go pijanym, ani też nie leżał w błocie lub był spychany przez nauczycielki z okien, to jednak nie miał należytego autorytetu i poważania. W każdym razie obowiązki jakie spadły na barki kierownika, kilkakrotnie przewyższały jego siły, a ani Wydział Oświaty, ani też nauczyciele starsi nie pomagali mu w ich przezwyciężeniu, ale byli obojętni a nawet podrywali autorytet szkoły w oczach społeczeństwa. Dlatego stosunek nauczycielstwa szkoły nowobystrzańskiej do gron sąsiednich szkół był raczej obojętny i chłodny. Klasycznym przykładem takiej bezczelnej i brudnej działalności sąsiednich szkół, było "egzaminowanie" ( w czerwcu 1955r. naszej najlepszej uczennicy kl. VII - Kuźmy Janiny przez Ob. Dmytrakową, która stwierdziła, że dziecko nic nie umie i powinno jeszcze raz chodzić do Zębu do tej samej klasy. Ta sama uczennica dostała się do Gimnazjum Ogólnokształcącego w Zakopanem i osiąga dobre wyniki w nauce, pomagając jeszcze w odrabianiu lekcji swym koleżankom… zębiankom. Ludność jednak opierając się na wypowiedziach Ob. Dmytrakowej nastawiła się wrogo do nauczycieli z Nowego Bystrego, twierdząc, że "oni nic nie uczą" (?) Tak samo większość delegatów przychodzących do Nowego Bystrego z Zębu przeważnie utrzymywała wrogie nastawienie i często prowadziła bezsensowne a nawet idiotyczne ataki na kierownika i nauczycieli. Nie mówiąc już w ogóle o niezawiadamianiu o mającej się odbyć wizytacji, gdyż to było zjawiskiem nagminnym, ale każda rozmowa i wystąpienie niektórych sił zębiańskich godziło w większości wypadków pośrednio lub bezpośrednio w Nowe Bystre. Mam wielki szacunek dla pracy i działalności Ob. Plucińskiego - kierownika i innych nauczycieli zębiańskich, ale ich wystąpienia były bardzo nieładne i niekoleżeńskie. Z nauczycielstwem Sierockiego istniały stosunki bardzo przyjazne, chociaż nie zepsute niepoczytalnymi wystąpieniami z tamtej strony. Z Ratułowem po owym przesyłaniu uczniów, stosunki całkiem się zerwały, chociaż mimo tego zawsze zawiadamialiśmy ich o zbliżającej się wizytacji. Wszyscy nauczyciele tych szkół gromadzkich byli członkami Związku Nauczycielstwa Polskiego, który prowadził przymusowe szkolenie ideologiczne w Międzyszkolnych Ośrodkach Zespołowych. Prawdę mówiąc szkolenie to było bezsensowną stratą czasu, tym bardziej, że nie pozwalano nauczycielom swobodnie wypowiadać się na dane tematy, gdy taki wypadek zaistniał, odpowiedni delegaci powiatowi, zawiadamiali zaraz oddział w Nowym Targu, że związkowcy nie mają swojego oblicza lub też, że wrogo są nastawieni do obecnych czasów. Wypadek taki zaistniał po zebraniu w kwietniu 1956r., na którym omawiano zagadnienie XX- tego Zjazdu KPZR i delegaci ZG ZNP nie umieli nauczycielom wytłumaczyć takich problemów jak: 1) Zatajenie tekstu przemówienia Chruszczowa, 2) tolerowanie i wybielanie agresji ZSRR na Polskę w 1939r., przy jednoczesnym potępianiu zaboru Zaolzia, mimo tego, że nastąpiło to w identycznych warunkach, 3) popełnienie masowego mordu oficerów w Katyniu, 4) doprowadzenie do likwidacji powstania warszawskiego.
Na inne problemy nauczyciele otrzymywali niezbyt jasne odpowiedzi, co świadczyło o tym, że delegaci sami byli zdezorientowani i chcieli za wszelką cenę kult jednostki zastąpić kultem narodu, a gdy to przyjmowano bez żadnego entuzjazmu, "obsmarowali" MOZ - Zubsuche w oddziale ZNP w Nowym Targu. Na nauczycielskich szkoleniach ideologicznych, delegaci z powiatu obecni byli jeszcze w minionym okresie, trzykrotnie.













W zebraniu marcowym wizytowała szkolenie poświęcone fikcji i pochodzeniu oraz funkcji religii, Ob. Palczewska, która wyjechała urażona brakiem przyjęcia (jej przyjazd był całkiem niespodziewany, a nauczyciele mieszkający w odległości 1 km od szkoły nie byli w stanie nic przygotować) oraz nieszczerym podejściem do tematu (czegóż wymagać od fideńtów?). W zebraniu poświęconym 50- cioleciu ZNP brała udział Ob. Marta Matuszyk. Również i ta delegatka dość obojętnie i chłodno ustosunkowała się do próśb i uwag nauczycieli kierowanych pod adresem Związku. ZNP mimo tego musiał w końcu zareagować na głosy nauczycieli i w roku 1956 wydano nową pragmatykę, która m.in. stworzyła dzień nauczyciela oraz medal "Komisji Edukacji Narodowej". Rozpoczęto też mówić o zmniejszeniu wymiaru godzin i podwyższeniu płac. Na zebraniu sprawozdawczo - wyborczym w jesieni 1955r. obecna była delegatka z powiatu Ob. Stylińska. Zebranie było bardzo burzliwe i doprowadziło do szeregu starć. Rezultatem była częściowa zmiana stosunku do nauczycielstwa Nowego Bystrego. Przewodniczącą MOZ-u (fikcyjną) była Ob. Potaczek Stefania, zaś instruktorem szkolenia ideologicznego - Ob. Dmytrakową. Prócz tego osiągnięto także i to, że zebrania odbywały się odtąd nie tylko w Zębie ale też w innych szkołach. Opierając się jednak na konkretnych faktach, stwierdzić trzeba, że ZNP nic właściwie nie dał nauczycielstwu naszego MOZ- u, a zebrania były tylko bezowocną stratą czasu.